Pierwsze kroki

     Szansa spróbowania swoich sił pojawiła się sama. W czerwcu 2010 w moim rodzinnym mieście po raz pierwszy miał być zorganizowany bieg na dystansie 10km. Początkowo dystans mnie przerażał, aczkolwiek pomyślałem sobie, że jeśli nie teraz to nigdy. Potem nie będzie już lepszej okazji pomyślałem. Postanowiłem więc spróbować. Kilka weekendów przygotowań i w końcu start. Po dotarciu na miejsce pierwsza myśl „co ja tu w ogóle robię?”. Profesjonalni zawodnicy, równie profesjonalne stroje, obuwie i ja… absolutny debiutant w zwykłym bawełnianym podkoszulku i obuwiu, w którym chodziłem na co dzień. Ale za późno, aby się wycofać. Nie czas by teraz w ogóle o tym myśleć. Start i oczywiście dał o sobie znać brak doświadczenia. Zbyt szybki początek, mocne słońce i już po 3-4 kilometrach w głowie jedna myśl: „kiedy to się skończy”. Prawie godzina walki z samym sobą, własnym zmęczeniem, pragnieniem, słońcem i I Bieg Siedleckiego Jacka zaliczony, pierwszy medal na szyi.

      A czemu Bieg Jacka? Jackiem nazywany jest siedlecki ratusz z postacią starożytnego Atlasa, który na ratuszowej wieży dźwiga kulę ziemską na swych barkach. Legenda głosi, że dawno dawno temu był sobie Jacek – kowal obdarzony nadludzką siłą, co w rękach kruszył ledwo co wyjętą z hartowania podkowę. Pewnego razu przejeżdżającej księżnej Aleksandrze Ogińskiej odpadło koło od karety. Wezwany Jacek naprawił co trzeba ująwszy jedną ręką oś pochylonej karety a drugą założył zreperowane koło. Zachwycona księżna zaproponowała Jackowi służbę. Wkrótce w Siedlcach rozpoczęto budowę ratusza, przy której Jacek, który stał się ulubieńcem księżnej wykonywał różne prace ślusarskie i kowalskie. Rozpoczęta budowla rosła szybko i sprawnie. Niestety pewnego dnia Jacek, pokłócił się z podmajstrzym i tak nieszczęśliwie popchnął podmajstrzego, że ten uderzył głową o mur i wyzionął ducha. Mieszkańcy miasta zażądali surowej kary dla Jacka. Księżna z sympatii do niego kazała pójść mu w świat. W końcu ratusz wykończono, a księżna Aleksandra stale wspominając Jacka, którego skazała na wygnanie, poprosiła budowniczych o wykonanie figury z kamienia. Miał być to mąż mocarny, trzymający jak Atlas kulę potężną na ramionach. Miał stać wysoko, między niebem a ziemią. Wolę księżnej Aleksandry spełniono i posąg „Jacka” stoi po dzień dzisiejszy na szczycie ratuszowej wieży.

2010.06.05 10km: Siedlce I BIEG SIEDLECKIEGO JACKA – 58:12

Reklama

Tytułem wstępu…

    Nigdy nie lubiłem biegać… Zawsze liczyła się tylko piłka, potem rower. Bieganie mnie nudziło, męczyło. Pewnie przeżyłbym całe życie z tą świadomością i przekonaniem gdybym parę lat temu nie spotkał na swojej drodze Daniela – kolegi z pracy, który już wtedy był kilkukrotnym maratończykiem i biegał regularnie. Wspólne pogawędki o przygotowaniach do kolejnego startu lub o wrażeniach z ostatniego biegu zaszczepiły we mnie ciekawość, a z drugiej strony chęć do spróbowania własnych sił. W końcu sport, medale, kibice to jest to, co zawsze mnie kręciło. Ciągle była to jednak raczej sfera chciejstwa, niż jakiejkolwiek aktywności w tym kierunku. Zacząłem jednak weekendowo biegać sam dla siebie. Na początku było to 4, z czasem 6 km. Pierwszy zmierzony czas na 10km to 1.04:10, za drugim razem było jeszcze gorzej – 1.06.24… Z czasem przybrało to zupełnie nieprzewidywalny dla mnie obrót. Zacząłem biegać coraz więcej, coraz szybciej, pokonywać dystanse, o których wcześniej nawet nie marzyłem. Bieganie stało się dla mnie ogromną przyjemnością, receptą na sposób spędzania wolnego czasu, na aktywny wypoczynek. Dziś postanowiłem dzielić się swoimi doświadczeniami i przeżyciami na tym właśnie blogu.